Przejdź do treści

Życie to biznes, a pieniądze to…

  • przez

Trochę wspominam już przeszłe czasy, zapisując wiedzę jaką mi dano i wnioski jakie zachowam dla potomnych.

Gdy dane mi było posłuchać wykładu z socjologii na kierunku ekonomia, usłyszałem ciekawą tezę. Biedni kupują sobie drogie auta, aby zatrzeć swoją biedotę – co pozwala im na dowartościowanie się i bycie szczęśliwymi ludźmi – mniej więcej tak to brzmiało.
A mi ciężko się z tym nie zgodzić. Również zauważyłem taką zależność. Trochę mnie to smuci i po latach doświadczeń nie mogę sobie wyobrazić zmiany podejścia tych osób do życia/pieniędzy. Najbardziej boli to, że większość z nich nie zdaje sobie w ogóle sprawy z tego, jakie popełnia błędy. Wydaje mi się, że nie chcą tego widzieć, wolą żyć w nieświadomości i do końca życia zmagać się ze swoimi problemami finansowymi.

Pieniądze biednych są wydawane szybko, zbyt szybko. Pieniądze biednych są tracone na bezwartościowe przedmioty, które potrafią jednie zadowolić oko, smak, czy dotyk. Biedni oddają swoje pieniądze bogatym, którzy są zbyt pyszni, aby powiadomić o tym biednych.

Biedni są biedni, bo są leniwi i nie wierzą w swoje możliwości. Ile gniotek by dał, żeby jego biedni uwierzyli w siebie, zaczęli coś robić, działać, ruszać się i cieszyć się z tego, że mogą to robić. Ile gniotek by dał za to, żeby udało mu się więcej ruszać, robić więcej i nie tracić czasu na lenistwo. Gniotek właśnie przyznał się do winy i mimo, że boi się porównania do biednych (bo wie, że pewne nawyki i podejście[które posiada] jest uformowane przez socjalizację pierwotną) próbuje wyjść na odważnego, tego który stawia czoła temu problemowi.

Wkurza mnie to, że tracę czas. Wkurza mnie to, że podobnie zachowuje się połowa moich znajomych(których również tracę przez tracenie czasu) i wkurza mnie to, że zmiany przychodzą wolno i ciągną się jak tylko mogą. Wkurza mnie społeczeństwo, które piętnuje wszelkie próby odbijania się od denka w słoiku. Bo wyobraźcie sobie…

Teraz będzie z kalendarza gniotka:
Porzuciłem studiowanie. Ile to ja nerwów zjadłem, zanim udało mi się wywalczyć wolność i swobodę podejmowania decyzji. Ile to ja włosów straciłem próbując zjednać sobie przynajmniej jednego sprzymierzeńca. Ile wojen i wojenek stoczyłem, zanim mogłem podjąć ostateczną decyzję, która zależała tylko i wyłącznie od mojego namysłu, zdania i światopoglądu. Nikt nie wchodził z butami do mojej decyzji, postanowiłem i zrobiłem jak postanowiłem. Pozostali wzbudzali jedynie strach i podgrzewali napięcie zasadzając w głowie ziarno niepewności. Niszczyli wewnętrzną motywację, tak od nich wiało pesymizmem, że aż tutaj do was zawiało(bom przesiąkł i teraz rozdaję wam, mieszając z optymizmem i uśmiechem:). Dlatego nie lubię społeczeństwa i ludzi, którzy nie chcą myśleć.

Ale co mają do tego biedni?
A bo biedni najczęściej nie wierzą i rażą pesymizmem. Te spojrzenia są tak niewiarygodne, że człowieka zgina w pół. Ale przyznaję, zdarzają się wyjątki, którym chcę poświęcić dzisiaj resztę czasu. Bo kurcze nieważny jest status społeczny, a samo życie, które przez wielu nazywane jest zwyczajnym biznesem.

Najpierw: przykład na to, że życie jest biznesem. (generalizuję), bo w teorii to jest tak, że religia gdy wychowuje to nie porusza kwestii materialnych. Religia to sacrum. Religia to metafizyczne podejście do życia. Religia to rzecz dla słabych, którzy chcą oddawać swoje problemy w ręce niewidzialne na tym świecie.

Religia nie jest dla innych, bo czy dziękujesz Bogu za swoje comiesięczne dochody? A czy skarżysz mu się, gdy brakuje Ci pieniędzy na śniadanie? Właśnie. Religia jednak to ogromny biznes. Ile pieniędzy utopionych w kościoły, kaplice, ubrania dla księży… Przecież to biznes trafiający do tych, którzy już nie mogą i nie mają motywacji. ONI wiedzą, że życie to biznes, ale gdyby poinformowali o tym wszystkich ludzi, konfesjonały za parę pokoleń byłyby puste i kościół upadnie. Wiara nie, bo każdy może czytać biblię, opowiadać o niej i pokutować za grzechy wynikłe ze złamania dekalogu. Ale żebyście nie pomyśleli! – kościół uważam za bardzo przydatny ;)

Tak czy inaczej metafizyka nie jest w stanie zarobić na chleb i godne życie. Wszelkie wzmianki biblijne o dobrych mężach pracujących i karmiących rodziny są szybko pomijane i zostawiane w spokoju. Wiem, to przecież przykre. Ale jak każdy biznes i ten musi być efektywny i dochodowy. Ludziom daje się słowa zachęcające do czynów, których potem nie będą w stanie zamienić na pieniądze. A choćby nie wiem jak wiele szczęścia i radości dawały to bez pieniędzy dzisiaj człowiek nie pożyje.

Teraz: biedni bywają szczęśliwi i radośni. Wszystko dlatego, że potrafią wykorzystać swoje życie tak, aby robić coś co sprawia im więcej przyjemności niż wszystkie rzeczy, które mogliby kupić. Wyobrażacie wychowanie w ogromnej skromności? Bez tekstów: „pacz synu, ale ten Facet ma Mustanga. Ile on musi mieć pieniędzy, ile to musi palić, ale chciałbym mieć takiego”. Wyobrażacie sobie, że matka, zamiast kupować najdroższe ubrania uczy się szyć i szyje najpiękniejsze i najwartościowsze spodnie? Wyobrażacie sobie, że zamiast przechwałek w klasie na temat posiadanego sprzętu RTV w domu, chłopcy rozmawiają o posiadanym rodzeństwie i zabawach jakie codziennie umilają im popołudnia?

No do cholery jasnej, czy tak trudno jest zmienić podejście do pewnych zachowań i norm? Czy tak trudno zmienić podejście do pieniędzy? Nie wiem, czasem jak słucham o komunie(za młody jestem, żeby wspominać) to wydaje mi się, że wiele rzeczy było w niej dobrych. Przede wszystkim ludzie mogli robić to, co im odpowiadało nie patrząc na pieniądze. Mogli być szczęśliwi z tego powodu, że żyją a nie dla tego, że mają kupę forsy.

Każdy powinien posiadać tyle pieniędzy ile jest w stanie wydać. Każdy powinien robić tyle przydatnych rzeczy ile jest w stanie z siebie wykrzesać. (tu miały być pytania retoryczne, ale wykasowałem ;)

Bo życie dla pieniędzy jest nudne i nieludzkie. ALE życie to biznes (dzięki Gary), który trzeba prowadzić od początku do końca. Wiara w siebie, odpowiedni znajomi i optymistyczni bliscy to naprawdę podstawa realizacji życiowych celów. Można i bez tego, ale to prawie jak Syzyfowe Prace. Każdy może zmienić swoje życie i zrealizować własne pragnienia. Każdy może działać i zamienić pieniądze biednych w pieniądze bogatych. Każdy może zaczarować świat na żółto i na niebiesko, malując przy tym szczęście na twarzach innych ludzi.

Moja mama powiedziała kiedyś: „Chciałabym mieć tyle pieniędzy, żebym mogła podzielić się z potrzebującymi”. Gdy to mówiła oglądała spot reklamowy Fundacji TVN nie jesteś sam, a ja dokładnie zapamiętałem jej słowa. Chciałbym coś oświadczyć, ale czuję, że to jeszcze nie pora. Na razie oprócz rozmyślań nad biznesem, nad sposobami pozycjonowania i sztuczkami, którymi możecie zadziwić google dorzućcie jeszcze parę myśli o szczęściu i życiu, które jest przecież tylko jedno. (dzięki Gary)

PS
i love you!
You are really good person. You are great.
You should win your life!

PS 2
Czytam ten tekst z rana(był pisany o 2.00) i nie mogę go zrozumieć, a jak wam idzie? :)

19 komentarzy do “Życie to biznes, a pieniądze to…”

  1. Studia dzienne (przynajmniej przez pierwszy rok – zobaczę, czy uda mi się to z firmą pogodzić), dojeżdżanie co tydzień do domu samochodem (70km, razem ze znajomymi, będzie zrzuta po 5zł w jedną stronę na gaz = będę jeździł za darmo :).
    W rodzinie mamy auto, ale jak mówię – do lublina mam trochę km, a auto musi zostać w domu.
    Będę w stanie utrzymać auto – do maja nic nie pracuję, bo niby ta matura, ale od maja wracam do normalnego życia.

  2. Odnośnie auta – celowo kupuję takie za 8k, a nie np za 3-4k, żeby jak najmniej w nie wkładać.
    Tigra jest o tyle dobra, ze zbudowana jest na bazie corsy, części (szczególnie te zamienne) są tanie. Poza tym, auto ze znajomym mechanikiem będę kupował, także mam nadzieję, że ryzyko poważniejszych wydatków ograniczę.
    Odnośnie mojej wyprawy, to ja w Polsce nic raczej nie będę zwiedzał. Być może na 1-2h po drodzę się gdzieś zatrzymamy (wcześniej się to oczywiście ustali), ale naszym głównym celem będzie: http://pl.wikipedia.org/wiki/O%C5%82omuniec .

  3. Za to gniotek takie autka mają swoje plusy. Jak się coś popsuje to zyskuje się nowe doświadczenie. Ja teraz wiem, że jak wymieniam pasek rozrządu i napinacze, to koniecznie muszę wymienić pompę wodną, nawet jak mechanik mi powie, że na niej spokojnie mogę zrobić tyle i tyle kilometrów.

    Harvi kupując używane auto, musisz też wsiąść pod uwagę koszty wymiany części. Na dzień dobry należy wymienić rozrząd (paski, napinacze, no i ta nieszczęsna pompa). Potem akumulator i niech elektromechanik sprawdzi ładowanie. Wymiana oleju i filtra, to standard. Do tego komplet opon zimowych bądź letnich. Łącznie wyjdzie z jakieś 2000 (może ciut więcej) – oczywiście pomijam koszty instalacji gazowej (V generacja plus ok. 1500).

    Miał być post o pieniądzach, a wyszedł o samochodach.

  4. milkus, komentarze są pośrednio w temacie – mówimy o pieniądzach, które tracimy na utrzymanie auta. Ja i siebie wymieniłem pasek i napinacz już kawał czasu temu i wszystko lata. Pompa wodna u mnie śmiga na całego, mam diesla – może jest różnica w budowie silnika i jedno od drugiego u mnie nie zależy – nie wiem, aż tak się nie znam.

    A z akumulatorem to też miałem ekscesy. Jak napinacz siadał to i ładowanie siadało i siłą rzeczy akumulator. I tak jest niestety w kółko. Olej i filtr oleju to owszem standard. Kabinówka też prawdopodobnie pójdzie do wymiany, dodatkowo trzeba się liczyć z szybkim wytłuczeniem zawieszenia, a samochody z takim stażem już raz mogły je mieć robione i często są sprzedawane tuż przed całkowitym wyeksploatowaniem części.

    Harvi,
    Mówisz, że będziecie jeździć w kilku. A czy ktoś z tych znajomych nie mógł by wejść na Twoje miejsce? Tzn. wozić was co weekend do domu? Ja proponowałbym szukanie takiej alternatywy, a zebrane pieniądze mógłbyś przeznaczyć na konkretną już inwestycję.

    Auto nawet za 8k wymaga wielu poprawek. Te 2-4 to już szkoda gadać, bo tam co 100km może coś siąść. Niestety nie znam tigry, ale kiedyś mój kumpel miał corsę. Gdy tylko zaczęła się psuć sprzedali od razu, żeby nie wkładać w nią już żadnych pieniędzy (miała może 6, góra 8 lat).

    A jak mówiłem wcześniej, niedługo już postaram się o wpis na temat „inwestycji” uzbieranych na kupkę pieniędzy.

  5. Tak właściwie, to…
    jeździć do lublina moge busem (7zł studencki), wracać też. Po Lublinie mogę jeździć mpkami, których masa (kupię miesięczny),poza tym jestem typem imprezowicza i często mam ochotę na piwo.
    Problem rozwiązany, samochodu nie kupuję :) 2k włożę w rozbudowę zaplecza, po roku pieniądze mi się zwrócą z nawiązką, 8k wrzucę w fundusze inwestycyjne i też liczę na zysk.
    Auto za 8k kupię wtedy, kiedy będę miał 28k oszczędności, czyli na zimę :)
    Swoją drogą, polecam: almostfearless.com/2010/02/24/the-ultimate-guide-to-not-caring-and-being-awesome/ , piszę komentarz niejako pod wpływem tego wpisu :)

  6. Harvi,
    dokładnie ten sposób miałem poruszyć we wpisie, który planuję. Ale nic, nieco zmodyfikuję, przeczytam podany przez Ciebie link i wyjdzie coś mam nadzieję równie sensownego ;)

    Tak na marginesie – między nami, to jazda po Lublinie samochodem okropnie męczy nerwy i zabija układ nerwowy – uwierz mi ;) A parkingów przed uczelnią i tak ni ma… Nie ważne gdzie się wybierasz, nigdzie ich nie znajdziesz dostatecznie dużo;)

  7. Nie zgadzam się z tym że „religia gdy wychowuje to nie porusza kwestii materialnych” – przynajmniej jeżeli chodzi o katolicyzm. Wbrew pozorom mówi o tym wiele razy – przywołam tutaj cytaty „prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty wejdzie do Królestwa Niebieskiego” czy „sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie”. Ogólnie wyrabia w nas pogląd że bogactwo jest złe, a ubóstwo jest cnotą. Jeżeli przeczytasz jednak książki Roberta Kiyosakiego z serii „Bogaty ojciec, biedny ojciec”, to dowiesz się że ta interpretacja nie jest prawdziwa – pieniądze nie są złe, zła jest natomiast miłość do pieniędzy. Dodam jeszcze że protestantyzm korzysta z tej samem Biblii, a ich poglądy na bogactwo są zupełnie inne – tam jest to traktowane jako coś dobrego.

  8. Danielu, pisząc o kwestiach materialnych miałem na myśli to, że nie traktuje ich w pozytywnym aspekcie. Wyobraź sobie, że przeczytałem jedną książkę 'Bogaty, Biedny Ojciec’ R. Kiyosakiego i uważam, że ma trochę racji, ale nie do końca się z nim zgadzam.

    Poza tym ciężko porównywać naukę kościoła, do nauki Kiyosakiego i mówić, które ma rację, a które nie. To bez sensu z uwagi na dwa różne światy i dwa typy różnych wyznawców.

    Ale dziękuję Ci Danielu za informację o protestantyzmie :)

Możliwość komentowania została wyłączona.