czyli luźno o zaniedbaniach i powrotach.
Choroba rozłożyła i przez tydzień już ponad żyć nie dała i jeszcze średnio daje. Przelenienie, ciągłe zapomnienia i oddalenia skutkują złym samopoczuciem i potrzebą ruchu, rozwoju, pracy. Ale nie wolno, dopóki ta pani w białym fartuchu nie pozwoli. A powiem, a powiem, że na basen bym się przeszedł, ponurzał, bałwana ulepił może trochę na wzór polityczny i wreszcie skończył powierzone mi zlecenia. Najwyższy czas.
Tygodniowe opóźnienie w sieci to naprawdę paskudna sprawa, nie sądziłem, że może to powodować taki niedosyt wiedzy, braku nowych (chociaż w gruncie rzeczy zbędnych i z miejsca wyrzucanych) informacji. Ale jutro poniedziałek, może wreszcie zaczniemy na nowo i z konkretnym powerem? Plany czas zacząć, wypełnienie ich jutro będzie konieczne.
Wyznacznikiem, że gniotek dał radę będzie notka o bloxie późnym wieczorem. Pamiętacie jak go chwaliłem za to, że super, ekstra i w ogóle? Przygotujcie się, że znaczek strong blogera zniknie, pożegnam się z nimi i…
i wszystko,
mam nadzieję, że do jutra :)