Mówiąc szczerze, ledwo żyłem.
Ale do konkretów. Atmosfera kul, ludzie kul i samo przedsięwzięcie też bardzo fajne. Po raz pierwszy pojawiłem się na takiej imprezie „integracyjnej blogerów”. Zwiedziłem sobie trochę AGORĘ i czekam na fotografie, które robiła Kasia(mam nadzieję, że parę z nich otrzymam). Samopoczucie nie było najlepsze ze względu na całkiem spore zmęczenie spowodowane podróżą, konferencją i widokiem Warszawy dnia poprzedniego. Mimo wszystko, kawa i napoje energetyczne zrobiły swoje. Do bloga czas było zasiąść.
Mówiąc szczerze niewiele myślałem o tym, że to aż 12h! Co najgorsze poprzednie 8h byłem już na nogach. Czas na początku naprawdę ostro się dłużył, ale przecież ja się spóźniłem… i to dobrze 45minut!
Ja zwykły lubelszczak, o Warszawskim ruchu nie mam pojęcia, nigdy w życiu nie byłem w tak dużym mieście. Tam po prostu nie da się odnaleźć, gdy za pierwszym razem wkracza się na te ogromne ulice i mimo bardzo dobrego oznakowania… człowiek zwyczajnie nie jedzie tam, gdzie powinien. Przez ponad dwie godziny jechałem do AGORY, ale udało się, trafiłem i ogromnie dumny z siebie wkroczyłem na salę pełną komputerów.
Ekstra uczucie, wejść i zobaczyć blogujących ludzi, którzy sobie piszą, skrobią, wielu się ze sobą już zna i jest naprawdę happy. Miła atmosfera od razu poprawiła samopoczucie i kul można powiedzieć.
Od kuchni parę rzeczy zobaczyłem. Ols paroma zdaniami chwalił nowego bloxa, Marcin opowiadał o AdTaily i synchronizacji z ów bloxem. Pudy na rudy, było całkiem przeciętnie, ale jak najbardziej popieram takie akcje.
I wszystko. Jak ktoś inny napisze relację, da jakoś widocznie znać na blipie o tym, albo czymś podobnym – w komentarzu, na blogu maratonu, czy gdziekolwiek, to pozwolę sobie zalinkować go w tym wpisie, o tu, tu pod spodem:
– Love, lefe, love.
– oskar napisał i linkował (maratończyk rzecz jasna).
Pingback: Warszawa i jej tajemnice
Możliwość komentowania została wyłączona.