Miałem zrobić sobie podsumowanie ostatniego roku oraz zaplanować rok 2011. Właśnie to robię.
Jeżeli chodzi o podsumowanie tego czasu, który już się skończył, muszę przyznać, że nie było źle. Rok suma-sumarum wypadł pozytywnie, mimo bardzo słabej i wręcz żenującej końcówki. W roku 2010 przede wszystkim otworzyłem firmę, firmę, która może się rozwijać – jak wreszcie wezmę się za siebie i zacznę coś robić. Dopóki to nie nastąpi, prawdopodobnie będziemy kiepsko ciułać.
Sprawy prywatne stoją dobrze, jednak cele finansowe, które sobie założyłem na 2010 nie zostały osiągnięte. Przyczyną jest oczywiście mój brak samodyscypliny oraz niezdecydowanie. W chwili obecnej czuję się zdecydowany, jednak, czy to potrwa długo? Zrobię wszystko, aby tak było. To po prostu musi trwać już cały czas :)
Plusy poprzedniego roku to:
+ Dużo wiedzy i doświadczenia.
+ Sprzedanie wszystkich projektów internetowych.
+ Wiem jak nie robić biznesu – już dobitnie się o tym przekonałem.
+ Zróżnicowanie źródeł przychodu to podstawa.
+ Określenie konkretnych sposobów na zarobienie odpowiednich pieniędzy.
+ Poznanie wielu niesamowitych osób!
+ Odejście od pracy własnymi rękami na rzecz „prowadzenia biznesu”.
Minusy:
– Pogłębiające się lenistwo idące w parze z plusem ostatnim.
– Brak pracy nad swoją osobą, zbyt wiele rzeczy olałem, za dużo chciałem zostawić i
zupełnie odpuściłem pracę nad własną postacią. To był błąd.
– Lekceważący stosunek do klientów – szczególnie pod koniec roku. Muszę nauczyć się
kontrolować!
– O parę kilo za dużo.
– Olałem bloga.
– Za dużo grałem.
Oczywiście wszystkie minusy są do poprawy. Nie ma szans, żeby któregoś nie starać się poprawić.
Każdy minus jest równie ważny, pewnie jakbym miał cały dzień na zastanowienie znalazłbym ich jeszcze więcej. A nie mam całego dnia tylko dlatego, że wczoraj czas się skomplikował i biegł za szybko.
Damy radę, takie podsumowanie może mobilizować.
Ciekaw jestem jednak, czy będę przez was rozliczony z moich zapisków. Dobrze byłoby być rozliczonym :) Ale, ogólne podsumowanie 2010 roku chyba zakończone. Czas na cele w 2011, na tym teraz należy się skupić.
ROK 2011 – Co z nim?
Podstawowe cele wiążą się z osiągnięciami finansowymi oczywiście. Muszę wspiąć się na pułap, którego jeszcze nie miałem ochoty spróbować. Ale, aby to osiągnąć będę potrzebował ogromnego samozaparcia, samodyscypliny i konkretnych celów do osiągnięcia. Konkretne cele mam, nie jestem jednak cierpliwym człowiekiem, dlatego muszę nad tą swoją cierpliwością i wytrwałością pracować.
Przede wszystkim chcę rozwoju mojej firmy. Chciałbym potroić, albo nawet zwiększyć pięciokrotnie jej obrót. Muszę również zająć się biznesem MLM, który czeka sobie spokojnie w kolejce. Do tego dochodzi fotografia oraz wideofilmowanie. Ostatnim czynnikiem, który będzie wpływał na moje finanse będzie również stworzenie 5 własnych stron internetowych, które będą musiały zarabiać – mam już ustalony minimalny pułap.
Jest parę tych dziedzin. Do nich dochodzi jeszcze życie prywatne, zadbanie o drugą połówkę, samochód i może troszkę na końcu o siebie :) Troszkę obawiam się tego nowego roku, ale jestem pełen wiary w to, że będzie dobrze – jeszcze wczoraj nie byłem pełen wiary. Teraz na szczęście jestem.
Trzeba tylko zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Roboty, która przychodzi z trudem i rodzona jest w ogromnym bólu. Tym bardziej, że styczeń może zacząć się dobrze. Obecnie zaczyna się tragicznie i spiętrzyły się przede mną same problemy (próbowałem je przeczekać, ale to było głupie) i teraz muszę to wszystko rozwiązać. Nie wiem jak to zrobię, ale będę musiał wymyślić coś sprytnego. Oby tylko troszkę szczęścia mi dopisało.
Czas wracać do pracy, czas się wreszcie za siebie wziąć – mamy pierwszym poniedziałek 2011 roku! Od dzisiaj zaczynamy drogę w kierunku niezależności finansowej, rozwoju osobistego i kontynuacji bloga, rozwoju firmy, oraz wchodzimy na kilka nowych dróg, których wcześniej nie dano nam posmakować.
A tak odnośnie niezależności i pieniędzy. W roku poprzednim odkryłem, że rzeczą, której potrzebuję i jest ona dosyć nisko w mojej piramidzie potrzeb są po prostu pieniądze. Jeżeli nie mam grosza przy duszy jestem człowiekiem rozbitym, złym i zdenerwowanym. Ja po prostu muszę mieć pieniądze, żeby się dobrze czuć – to wyniki takiego mojego małego eksperymentu przeprowadzonego w końcówce 2010 roku. Wiem dzięki temu, że podstawowym celem są pieniądze – gdy one pojawią się na koncie, życie będzie o 500% szczęśliwsze i spokojniejsze.
Powodzenia życzę! :) Najważniejsze to zdać sobie sprawę z własnych słabości i cały czas nad nimi pracować. Na pewno zostaniesz rozliczony – zwłaszcza z MLM’a :D
A co do ostatniego akapitu – zgadzam się z Tobą w 100%. Człowiek bez pieniędzy czuje się po prostu źle. To nie chodzi o to, że one są jedynym czynnikiem uzyskania szczęścia. Po prostu każdy ma swoją finansową strefę komfortu i poniżej jej poziomu jest mu bardzo ciężko. Jak ktoś normalnie zarabia 1500 na etacie, to będzie mu się źle żyło mając nagle tylko 500 zł miesięcznie (mimo, że np. dzięki rodzinie miałby zapewnione mieszkanie, jedzenie itp). Inne osoby źle się czują poniżej 10 tyś/m-c, a jeszcze inne poniżej 100 tyś/m-c.
Dlatego trzeba robić, bo jak nie robisz to nie masz $, a jak nie masz $ to nie chce Ci się robić i koło się zamyka :).
O jaki fajny komentarz Szymonie :)
Dzięki wielkie! I to koło to niestety niesamowita przeszkoda na drodze do „szczęścia”, ale oczywiście do pokonania. Zakasać rękawy i brać się do roboty, ot cała filozofia wyzwolenia się z tego koła :)
Ta sfera komfortu finansowego to rzecz, z której nie zdawałem sobie do tej pory sprawy. Dopiero ostatni miesiąc mnie uświadomił i już wiem na czym to polega :)
Ja Tobie również życzę sukcesów i szczęścia :)
Pamiętaj, że pieniądze to nie wszystko i same w sobie nie przynoszą szczęścia – umożliwiają natomiast życie ;)
Dobry post – trzeba rozliczać się z życiem i brać je za bary ;)
Jakubie, dzięki :)
Jasne, że kasa to nie wszystko, ale jak Szymon Pisał, jest pewna sfera komfortu. U mnie jest ona na dosyć wysokim poziomie, dlatego też… trzeba się zająć tym tematem :) I chciałbym sprostować fakt, że jak nie poruszam na blogu innych tematów niż nie pieniądze to nie jest tak, że ja myślę tylko o kasie – nie nie :) Nie jest tak:)
Szczęścia życzę:)
Życzę osiągnięcia celów i samych sukcesów w 2011 :) Ja też mam swoje cele, jednak nie publikuję ich bo zapewne ich nie osiągnę :) (być może są nie do osiągnięcia)
Maćku, dlaczego nie do osiągnięcia?:) Wszystko jest do osiągnięcia!
Ja również nie opublikowałem wszystkich celów. Jest ich jeszcze kilka – takich większy na 2011 rok, ale… to już takie moje prywatne małe sacrum jest :)
„Pieniądze szczęścia nie dają”? G.wno prawda, powiedzenie wymyślone przez bogatych by biednym nie było smutno ;) Zgadza się, masz jakieś środki poza pieniędzmi na życie to od razu czujesz się pewniej. Dobra rada, jeśli jeszcze nie stosujesz: załóż sobie Michale jakieś darmowe konto oszczędnościowe z kapitalizacją dzienną, a z obecnego konta ustal jakiś nawet mały, ale stały przelew na nie. Powoli automatycznie odkładanie pieniążki dadzą Ci wspaniałe poczucie jako takiej stabilności, zwłaszcza, że „same” się odkładają. Praktykuję od ponad roku takie podejście i naprawdę dużo to daje, również w kwestii motywacji.
Co do planów – dasz radę. Jeśli prowadzisz blog i podejmujesz wyzwanie tworzenia podsumowań, publicznego stawiania celów itp – to wierzę, że w coraz większym stopniu będziesz zadowolony z realizacji celów, czego Ci życzę oczywiście!
„G.wno prawda, powiedzenie wymyślone przez bogatych by biednym nie było smutno” muszę to zapamiętać :D
Dzięki Rain :)
Jeżeli chodzi o ten patencik z przelewem stałej sumy na konto obok – naprawdę fajny, podoba mi się :) Chyba i ja zacznę robić coś takiego – już od stycznia. Tylko jaką by tutaj sobie sumkę ustalić, hm… hm… hm… :)
między 5 a 10% dochodu – nie będzie bolało a „coś” będzie się zbierało
Hm, myślę, właśnie, że powinienem odkładać troszkę więcej, tak żeby lekko bolało i motywowało do efektywniejszej pracy. Rozumiesz, biorąc np. 25% to kupa tego dochodu jest. Im więcej wezmę – tym więcej/mądrzej będę musiał pracować, żeby mieć na normalne życie – a te odłożone pieniądze będą czekać na okazję inwestycyjną :)
Cieszę się, że pomysł przypasił ;) Kwota powinna być taka jak mówi Jakub – taka byś jej nie odczuł, przy tym tygodniowym odkładaniu jej nie brakowało gdy się okaże, że coś musisz zapłacić (musisz, a nie zechcesz sobie kupić!). Proponuję wyjść z kwoty 5 zł dziennie, czyli 35 zł w tygodniowym automatycznym przelewie :) Potem sobie po paru tygodniach ją zwiększysz lub zmniejszysz jak tam Ci przypasi :)Naprawdę dobrze radzę, lepiej zwiększać powoli ją niż co chwile zabierać z oszczędnościowego bo trzeba nagle.
Dwie rzeczy:
1. MUSI to być konto w innym banku niż Twoje obecne – nie podpięte pod ten sam panel będzie niewygodne do impulsowego zabierania z niego kasy, wykorzystujemy nasze lenistwo.;) Polecam Polbank, konto Mocno Oszczędzające, fajny procent, codzienne odsetki, przelewy zewnętrzne płatne (10zł!) ale przy zakładaniu prosisz o Konto Pomagające i masz darmowe przelewy – nie płacisz ani za założenie ani za prowadzenie takiego duetu. Panel mają mocno toporny i odrzucający – dodatkowa motywacja do nielogowania się do niego i nie robienia co chwile przelewów z odłożonych pieniędzy.:D
2. Konto niech będzie z kapitalizacją dzienną – codzienne odsetki doliczane do salda w postaci paru grosików już będą pięknie motywować.
No no no, po takich wiadomościach chyba nie mam wyjścia i to konto w Polbanku otworzę :) Czemu nie! Gdy tylko ogarnę parę spraw od razu biorę się za zabawę w oszczędzanie – oj czuję, że to będzie fajne :)
Możliwość komentowania została wyłączona.