Przejdź do treści

Harry Potter i jego Księcio Półkrwi

  • przez

tekst pisałem dla takiego jednego bloga filmowego, ale autor zechciał go wrzucić do koszta, dlatego przenoszę go tutaj nadając mu datę publikacji na pierwszego sierpnia, mniej więcej wtedy byłem na seansie tego cuda.

Byłem, oglądałem, patrzyłem, wsadzałem nawet nogi na fotel przede mną i specjalnie skarpetek nie zmieniłem. Czułem się jak urwis siedzący pierwszy raz w kinie. Reklamy przeleciały spokojnie. Film się zaczął…

Nie pamiętam początku, wiem, że książkę czytałem kawał czasu wcześniej – podobała mi się. Lekka, zwiewna, jak panienka. A gdy się ocknąłem, na pokątnej chłopak z żółtymi włosami majstrował chyba coś złego. Nie podobał mi się dubbing, oj co to, to nie. Zdecydowanie bardziej wolałbym napisy. Podkładany głos przeznaczony specjalnie dla dzieci powodował jedynie plastyczną ciszę przerywaną kichaniem, siorbaniem, a czasem nawet hihotem. Mimo tego, że czułem się komfortowo, urazy z dzieciństwa dały o sobie znać – dokładnie w ten sam sposób, jak blizna Harrego Pottera.

Scenografia – ogromny plus dla osoby rozporządzającej budżetem. Zawsze lubiłem te stroje do Quidditcha, ubrania czarodziejów i włosy Emmy. Bardzo solidna robota, którą można pochwalić. Niestety sam scenariusz nie był już tak cudownie przygotowany. Reżyser również nie przekonał mnie do tego, że ten film warto mieć w swojej kolekcji. Gdyby nie bajeczna książka i niezły marketing(druku oczywiście) o ekranizacji szóstej części HP po prostu bym zapomniał.

Wchodząc do sali kinowej nastawiałem się na powrót wyobraźni, która intensywnie działała podczas czytania jednej z najbardziej nałogowych książek. Niestety film ani nie uruchomił mojej wyobraźni, ani nie zachęcił do oglądania kolejnej części. Co gorsza odbiegał od książki, a tego nie lubię.

Pozornie śmieszne sceny wywoływały zwyczajne zażenowania. Siedząc jak ten rodzynek w paczce z innymi rodzynkami czułem się inny, bo wszyscy wokoło śmiali się i parskali „a to dobre, dobre”. Tylko ja wiedziałem, tylko ja zdawałem sobie sprawę z tego, że ta historia jest poważna. Reżyserka niepotrzebnie próbowała rozluźniać atmosferę, przed najważniejszymi i najbardziej kluczowymi scenami. To nie miał być film komediowy, nie powinien mieć nawet takiego zabarwienia. To zwyczajna historia dla dzieci, którą powinno potraktować się z szacunkiem – tym bardziej, że film kończy się śmiercią największego autorytetu, jaki miała czarodziejska młodzież.

Aktorzy grali świetnie, cacy i pełen elegant, tylko za dużo mieli popuszczone. Czuli się za luźnie, przez co ich warsztat wyglądał na bardzo niedoszlifowany. Jedyną postacią jaka pozytywnie została zapamiętana w mojej głwoie jest profesorek Snape, który tak naprawdę jest bardzo dobrze eksponowany podczas ostatnich ujęć. Szkoda tylko, że dopiero pod koniec przypomnieli sobie wszyscy, że to właśnie on jest tytułowym bohaterem i jemu należy się znaczna część czasu emisji.

Księcio Półkrwi obejmie teraz urząd dyrektora szkoły, wyjaśni Harremu, że wszystko było już wcześniej nagrane przez Dumbledore’a i że ten cały plan jest tylko po to, aby zniszczyć wielkiego lodra voldemorta. Oj teraz posypią się zaklęcia uśmiercające, których chciałem się nauczyć. Oj teraz będzie dużo więcej kiczu.

i love gniotek.com